praca magisterska i dyplom

Skończyłam studia – jestem magistrem prawa. I co dalej?

Stało się to, co myślałam momentami, że jest niemożliwe. Że jest blisko, ale jednak wciąż tak daleko. Skończyłam studia – tak więc od ponad miesiąca jestem magistrem prawa! Szok, niedowierzanie, duma, wzruszenie… Emocji mam w sobie mnóstwo, z różnych względów, a o tym dalej. Wpis jest długi – dużo jest o mnie i moich odczuciach. Jest to dla mnie zakończenie ważnego etapu w życiu i otwarcie kolejnego, dlatego zdecydowałam się na publikację tego tekstu, choć z pewnością jest w nim dużo prywaty.



Skończyłam studia! I co dalej?

Wiele osób pyta, co dalej, co planuję, jaka praca, czy idę na aplikację, jeśli tak to jaką, jeśli nie – dlaczego. Moja odpowiedź na chwilę obecną brzmi – nic, nie albo nie wiem. Na chwilę obecną nie planuję aplikacji, jakby co, to mam jeszcze czas. Pracy w zawodzie raczej też szukać nie będę, bo chcę spróbować pójść w inną stronę, choć i tej pierwszej nie wykluczam, bo coś tam mi się w mojej głowie na nowo się „rodzi”. Młoda jestem, więc co będzie. Chcę robić przede wszystkim to, co lubię i jeśli los da mi szansę spróbować i mi wyjdzie, to na pewno moje studia nie pójdą na marne – w końcu czegoś się tam nauczyłam. Może nie na blachę i teraz nie wyrecytuję Wam po kolei przepisów z kodeksów z różnych dziedzin prawa (tak to chyba tylko w filmach potrafią lub nieliczni studenci, ahh, kiedyś miałam złudne nadzieję, że tak rzeczywiście jest. Teraz wiem, że to nawet sensu nie ma bo przepisy zmieniają się baaardzo często, choć są i takie, które się pamięta), ale są inne umiejętności, które mi się na pewno przydadzą i nie uciekną w siną dal. Poza tym jak mi nie wyjdzie albo mi się odmieni, to na aplikację jeszcze będę mogła się wybrać.

Tak naprawdę skończyłam studia, mam kochane dziecko, wiem co lubię robić, ale w kwestii pracy jaką bym chciała wykonywać jestem okropnie niezdecydowana. Co by nie było, obecnie pracuję z domu, tak więc w stołek nie pierdzę i nie czekam aż mnie olśni, ale mimo to do końca nie wiem jak bym chciała sobie tą swoją karierę zbudować i w którą stronę pójść. Czy ja to właśnie napisałam i udostępniłam publicznie?


Wróćmy do liceum…

To jest trochę tak jak z wyborem klasy w liceum. Idziesz trochę w ciemno, trochę w przedmioty, które lubisz i myślisz, że będzie spoko. Ewentualnie robisz tak jak ja i idziesz na humana, bo z matmą zbytnio się nie lubisz, a na koniec zdajesz sobie sprawę, że jednak liczenie nie jest takie złe, kiedy to ciągle siedzisz z nosem w historii, WOSie i języku polskim, i matematyka staje się twoją odskocznią. Nie to, żebym teraz narzekała, ale wiem, że z perspektywy czasu zapewne wybrałabym jednak inne rozszerzenia. Potem wybiera się studia kierując się przede wszystkim swoimi wyobrażeniami, tym co się gdzieś tam przeczyta lub od kogoś usłyszy. I trafiłam na zachwalane prawo. Poznałam fajnych ludzi. Niestety, jak to w życiu bywa, z większością kontakt się urwał, bądź zrobił się minimalny. Tego jest mi najbardziej szkoda. A z pracą po prawie, no cóż, bywa różnie..

Wybrałam prawo i je skończyłam, ale nie było to dla mnie proste. Do 3 roku włącznie bywało ciężko, ale sobie z tym radziłam – miałam plan, uczyłam się ile potrzebowałam. Na 3. roku byłam w ciąży i pisałam już Wam o moich wrażeniach z tego czasu w tym wpisie. Wypada jednak zaznaczyć, że byłam wtedy senna i rozkojarzona. 4 i 5 rok to czas kiedy rzucałam studia niezliczoną ilość razy, kiedy je „zawieszałam” i byłam bliska wziąć dziekankę, bo szlag mnie trafiał. To czas nauki po nocach, licznych nieobecności na zajęciach, spóźnień, codziennych dojazdów, biegania za busami (potem jeździłam samochodem i szybciej, fajnie, ale jednak ta dodatkowa godzina drzemki w busie bywała zbawienna;)). Te dwa lata nauczyły mnie ogromnie dużo. To była taka moja mała szkoła życia. Musiałam nauczyć się studiować na nowo, w nowych okolicznościach, na innych zasadach i warunkach, których nie dyktowałam ja, a moje dziecko. Wiele razy płakałam z bezsilności, z braku chęci po sięganie po kodeks aby się nauczyć kolejnych przepisów. Nie uważam aby płacz był słabością – lubię płakać, to mnie oczyszcza. Popłaczę i idę dalej. Miałam też bardzo dużo wsparcia od osób, które mnie otaczały przede wszystkim w związku z opieką nad Lilcią oraz wsparciem, żebym skończyła co zaczęłam – sama bym raczej nie dała sobie rady, bez nikogo z dzieckiem na rękach? No way!

Wszakże dzięki temu, że Lila pojawiła się w naszym życiu zmienił mi się system wartości. Studia zeszły na dalszy plan (może też dlatego ciężej mi było się z nimi „dogadać”) inne rzeczy wskoczyły wyżej zdecydowanie zyskując na wartości. Jednakże ja nie jestem osobą, która łatwo sobie coś odpuszcza, jestem uparta i mimo tego, że narzekam, że mówię, iż nie dam rady, to jakoś to przezwyciężam. Pogadam, niekiedy popłaczę i .. zasuwam. Naprawdę to się samo nie zrobiło. 4 rok był najcięższy z całych studiów i to wiedziałam jeszcze zanim na niego trafiłam. Najgorsze przedmioty zostały mi na 5 rok, bo im po prostu nie podołałam, tak więc i on nie okazał się lekkim, bo był kumulacją wszystkiego – musiałam wybrać i wybrałam to co dla mnie najważniejsze i teraz zrobiłabym tak samo. Choć może wybrałabym do zawalenia i powtórki prostsze przedmioty 😀

5 rok był dziwny. Najgorszy był drugi semestr kiedy wszystko przerzuciło się do Internetu. Lubię ten świat online, ale studia wolałam normalne, na uczelni (mimo, że dość często nie chciało mi się na niej siedzieć). Pisanie magisterki było ogromnie czasochłonne – mało snu, dużo pisania, masa książek, orzeczeń, przepisów. Na szczęście temat był w 100% mój – jestem i będę z niego dumna.


Czy jestem z siebie dumna?

Oczywiście, że tak! I to nie dlatego, że „o wow, skończyłam prawo, jacie, ale jestem zajebista” – hehe, nie. Ja po prostu wiem jaką drogę przeszłam, wiem ile mnie to kosztowało, wiem ile traciłam np. chwil z dzieckiem, snu, odpoczynku. Kiedy dziecko szło spać, ja siadałam do nauki albo nadrabiałam jakieś tam czynności domowe (już wolałam to drugie z tej dwójki ;p). Musiałam wiele razy wybierać, stawiać studia wyżej niż to, co bym rzeczywiście w danej chwili chciała robić. Nie zliczę ile razy zasypiałam nad książkami lub z laptopem na nogach. A pisanie magisterki? To już wgl było wyzwaniem. Niekiedy dramatem. Serio, chyba sobie ją w złotą ramkę oprawię ;p Paradoksalnie najlepiej mi się pisało 1. rozdział, kiedy to była zima, Lila miała być w żłobku, ale choróbska się jej trzymały, a ja pracowałam w tym okresie na pełen etat (nie z domu) – działo się! Tak więc TAK – JESTEM Z SIEBIE DUMNA, bo wiem, że było ciężko, niekiedy nawet bardzo, bo wiem, że musiałam się starać podwójnie aby to ogarnąć i wiem, że samo to się nie zrobiło i się nie udało – po prostu na to zapracowałam i nie będę sobie ujmować, że „oj tam, to nic takiego”. Właśnie, że (dla mnie) to jest dużo. Cieszę się z tego osiągnięcia i kiedy dochodzi do mnie to, że przy nazwisku mam mgr to łezka kręci mi się w oku, bo niekiedy jednak myślałam, że do tego nie dojdzie, że zaczęłam, ale nie skończę z braku motywacji i sił. Cieszę się, że się myliłam. Równocześnie współczuje osobom, które słuchały mojego przeżywania, paniki – byłam upierdliwa.


Czy skończenie studiów dużo zmieniło/zmieni w moim życiu?

Obstawiam, że tak i nie ma to styczności z kwestią posiadanego tytułu magistra, a z tym, że zrobiła mi się przestrzeń na nowe rzeczy, na to co chciałam i chcę robić, na pracę, odpoczynek, zainteresowania, naukę tego co chcę, a nie w danej chwili muszę. Mam nadzieję, że dzięki temu będę tutaj te dwa razy w tygodniu (niedziela i wtorek), a Wy będziecie chętnie przychodzić, że rozwinę swoje zainteresowania i podzielę się z Wami tym co już wiem w kwestii chociażby fotografii (m.in. obróbki zdjęć), a także wizerunku z prawnego punktu widzenia. Wiem, że odzyskałam dużą ilość czasu. Ale wiecie co? Jest mi też trochę szkoda, że to już koniec. Teraz wkradł się ten koronawirus, co spowodowało, że obrona była online, że nie chodziło się już na uczelnię, że nie było Absolutorium. Fajnych ludzi tam poznałam, spędzałam dobrze czas i na pewno będę tęsknić. Średnio lubię zmiany i chwilę zwykle trwa to, aż je w pełni zaakceptuję.

A jak było u Ciebie kiedy kończyłaś/eś studia? Czy to dopiero przed Tobą? Napisz w komentarzu albo w wiadomości na instagramie lub facebooku.

PS Jeśli czyta to jakaś mama lub przyszła mama, która studiuje, to pamiętaj, że dasz radę, ale proś o pomoc, przyjmuj ją. To ważne. Studiowanie z dzieckiem nie należy do najprostszych, ale jest możliwe. Trzymam za Ciebie kciuki 🙂 I za całą resztę również!

WPISY, KTÓRE MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ:

Jak pogodzić studia dzienne z ciążą?
„Jestem studentką 4 roku!” || Ciąża na studiach?
Top 3 rzeczy dla kobiety w ciąży!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytałem/am i akceptuję Politykę prywatności i politykę cookies.