MY STORY! Jak schudłam? Moja metamorfoza. Zdjęcia PRZED i PO.

Pewna myśl przekształcona w działanie, która urodziła się w mojej głowie, we mnie jakiś czas temu daje mi teraz wiele radości, pewności siebie i szczęścia w codziennym życiu. Nie raz już pisałam tu – na blogu, jak i na facebooku, instagramie o motywacji, pozytywach jakie niosą za sobą ćwiczenia, o tym aby z życia czerpać garściami co najlepsze, walczyć o swoje i się nie poddawać, etc., ale jakie ma to znaczenie w moim życiu? Chcesz dowiedzieć się jak schudłam? Czy jest to proste? Jak wyglądałam PRZED, a jak wyglądam PO? Ile kilogramów za mną? Co planuję dalej? Uwierz mi na wstępie – sama jestem w niezłym szoku 😉

Odchudzanie to temat, na który spora ilość kobiet może się wypowiadać bez końca o tym jakie diety stosowało, ile schudło, ile im wróciło, itd, itd. U mnie to wszystko zaczęło się już w gimnazjum (jak później zdałam sobie sprawę – wcale aż tak źle nie wyglądałam!), kiedy to wkraczały kompleksy, chęć zmiany, bunty, wiecie – nastolatki 😉 Wtedy tańczyłam, ćwiczyłam na wf’ie, do czasu zakazu, kiedy nastąpił koniec mojego dość aktywnego życia, z czym na początku było mi ciężko, a z zajęć tanecznych wypisywałam się ze łzami w oczach. Zwolnienie lekarskie ciągnęło się za mną przez gimnazjum. W liceum wróciłam do ćwiczeń, poszłam ponownie na tańce, w pewnym momencie zaczęłam chodzić na zumbę. Dieta też była, ciągle ta sama – zdrowa (nie próbowałam żadnych głodówek i diet kapuścianych, etc.) Ale źle do niej podchodziłam, stawiałam sobie dużo ograniczeń, jak mi się nie chciało, to omijałam posiłek i nie jadłam kilka godzin (błąd!), miałam wyrzuty sumienia za każdego najmniejszego gryza batonika, wpędzałam się w coraz gorszy nastrój, ćwiczenia to była jakaś katorga (nie zawsze, ale zazwyczaj). Jadłam zdrowo, ale za dużo. Przykład? Owoce są zdrowe, ale mają dużo cukru w sobie, a ja potrafiłam ułożyć sobie cały talerz, co jest też bombą kaloryczną. Raz jadłam coś zdrowego, raz nie. Za często pozwalałam sobie na odstępstwa. Jednym słowem katowałam się. A słysząc gadające i narzekające na swoje (chude) nogi koleżanki miałam jeszcze większego doła i nie wierzyłam w siebie (nie róbcie tego – starajcie się nie słuchać albo machać na to ręką, zdrowsze będziecie) 
Po maturze przyszły najdłuższe wakacje w moim życiu, które nawet nie wiem kiedy mi minęły, ale wspomnienia z nich są bezcenne, choć sporo się od tamtej pory pozmieniało. Od października zaczynały się studia, niemal wszystko nowe i wydawało by się, że takie ciekawe. Chciałam się zapisać na siłownię i całe szczęście udało się – w listopadzie (jak dobrze pamiętam) poszłam z koleżanką na siłownię, od razu wykupiłam karnet z roczną umową i zaczęłam swoją małą-wielką przygodę, stawiając pierwsze kroki, ale tylko i wyłącznie w strefie cardio, siłowej się bałam.

(Zdj. z wydarzenia Lublin4fit-relacja TU-chodziłam już 3/4miesiące na siłkę, nie jest to 
zdjęcie początkowe, ale z wtedy nie mam zdjęć, a tak jest ładniej;) )
Przez brak jakiegokolwiek pojęcia o ćwiczeniach unikałam strefy siłowej, która była ,,nie dla mnie”, bo wszystko mi urośnie, zamiast schudnąć i będę jeszcze gorzej wyglądać. Dwa miesiące tułałam się między rowerkiem a bieżnią (bo orbitrek to też nie dla mnie „-.-). W styczniu nadszedł ten wielki przełomowy … trening personalny. Chyba nigdy nikt mnie tak nie zmęczył, ledwo łapałam oddech, ale w oddali słyszałam trenera, który krzyczy „jeszcze 3 minuty!”, co brzmiało dla mnie jak zapowiedź najgorszego. Wytrzymałam, padałam na twarz, ale byłam z siebie cholernie zadowolona i chciałam więcej! Od tamtej pory zaprzyjaźniłam się z treningami siłowymi, które są ze mną do dziś, ale o tym innym razem.
(pierwsze zdjęcia po treningu personalnym, na którym też poznałam ten oto piękny wałek, który zagwarantował mi trochę siniaków, ale i tak się z nim lubię, choć teraz trochę rzadziej się spotykamy)

Nie powiem, cyferki są dla mnie pewnym wyznacznikiem, ale też nie skupiam na nich całej swojej uwagi, bo to prowadzi do obsesji. Póki co schudłam ok. 8kg w około rok i nie planuję tego, ile jeszcze chcę, za ile czasu. Po prostu sobie ćwiczę i oddaję się swojej pasji, którą naprawdę uwielbiam. Poza samymi kilogramami zmieniły się rozmiary ubrań, które noszę, inaczej się układają, a ja się czuję milion razy lepiej – fizycznie jak i psychicznie. Wiem jak wyglądam, wiem co bym chciała poprawić, znam swoją wartość i częściej się uśmiecham, a w największej mierze jest to zasługa zmiany myślenia, bo wszystko zaczyna się w głowie.

 

(starałam się zrobić zdjęcie w podobnej pozie, aby lepiej było widać efekt, mam nadzieję, że mi się udało)
Dlaczego teraz o tym piszę? Bo chce Cię uświadomić, że nie udaję, że były wzloty i upadki, że miałam dużo wątpliwości, przerw, a mimo to próbuję. Nie jestem jeszcze w tym miejscu dokładnie w jakim bym chciała być (nie chodzi tu tylko o sylwetkę!), ale jestem na dobrej drodze i już jestem z siebie dumna! Wiem też, że tą zmianę widać, że inni to widzą. Nie chodzi mi o jak najszybsze schudnięcie, a o długotrwałe. Może i mogłam poczekać jeszcze trochę, ale nie chciałam, a jak jeszcze bardziej się coś zmieni, to też dam znać, bo nie chodzi tylko o efekt końcowy, a o całą drogę jaką się przebywa, do zmiany sylwetki, myślenia, ŻYCIA! Jeśli chcesz wiedzieć co dalej to zapraszam Cię do śledzenia mojego bloga, facebooka i instagrama (na którym jest mnie najwięcej), a zapewniam Cię, że będziesz na bieżąco.
Daj znać w komentarzu czym Ty się w życiu kierujesz, może wprowadziłaś jakieś zmiany, z których jesteś zadowolona? Chętnie poznam Twoją historię! 🙂  
PS. (edit) Waga, którą podałam jest mierzona od czasu kiedy się ostatnio ważyłam, nie wiem czy w którymś momencie swojego życia nie było to jeszcze więcej – wtedy po prostu nie stawałam na wagę, bo bałam się tego co mi wyskoczy.  
Waga którą znałam: 73.4kg
Waga obecna: 65.2kg   

komentarzy 48

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytałem/am i akceptuję Politykę prywatności i politykę cookies.